Muzyka grała, idealnie dobrana do tańca.
- D-Dan? Znasz tych wszystkich ludzi? – zapytałam szeptem, uśmiechając się do ludzi którzy się nam kłaniali.
-
Nie, widzę ich po raz pierwszy w życiu! – uśmiechnął się, delikatnie
schylając głowę jako powitanie do któregoś z mężczyzn.- Matko, kim oni w
ogóle są? Przerażają mnie…
- Bo to banda eleganckich arystokratów? – zachichotałam.
-
Nie…Bo to banda eleganckich arystokratów w garniturach, kłaniających
się nam, jestem przerażony – szatyn zaśmiał się. – O! JEDZENIE!
Nim mrugnęłam Dan puścił moją rękę i pognał w stronę bufetu.
- HEJ! Nie zostawiaj mnie! – rzuciłam oburzona.
- Pfo?- zapytał, napychając się jedzeniem.- Oś chalaś?
Załamałam się.
-
Nie, wcale – mruknęłam a gdy już myślałam, że gorzej nie będzie, los
zdecydował się mi jednak udowodnić, że może. Obok mnie przebiegł Baron z
okrzykiem ‘’ MISTRZU DANIE, ZOSTAW MI PARĘ PIEROGÓW!’’.
Popatrzyłam po nich przerażona po czym odwróciłam się i wpadłam prosto na…
- Ach, Akemi! Wyglądasz dziś pięknie – Klaus uśmiechnął się do mnie szarmancko.
- Em…Dzięki…- uśmiechnęłam się lekko i chciałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę.
- Mogę mieć ten taniec? – nie zdejmował ze mnie wzroku.
Rozejrzałam się zrozpaczona na około, ale niestety :
Dan i Baron jedli pierogi, szaszłyki i…bigos?
Dan i Baron jedli pierogi, szaszłyki i…bigos?
Marucho rozmawiał z jakimiś ludźmi.
Ace…Ace’a nie było.
Spojrzałam z powrotem na Klausa i ostatecznie pokiwałam głową.
Uśmiechnął się, złapał mnie za rękę i wciągnął na parkiet, pomiędzy tańczące pary.
Lekko się ukłoniliśmy, położył jedną rękę na mojej tali a drugą delikatnie ujął po czym zaczęliśmy tańczyć.
Musiałam mu to przyznać, że tańczyć potrafił.
Był miły i uprzejmy, ale nie lubiłam jego spojrzenia.
Był zbyt pewny siebie, to raz. A dwa…Cóż, ja tęskniłam tylko za miodowymi tęczówkami.
Był zbyt pewny siebie, to raz. A dwa…Cóż, ja tęskniłam tylko za miodowymi tęczówkami.
Zgrabnie mnie obrócił i przyciągnął do siebie.
- Dobrze tańczysz, ćwiczyłaś kiedyś? – zapytał cicho.
- Em…N-nie…chyba nie…- powiedziałam zakłopotana.
- Chyba? – spojrzał na mnie rozbawiony.- Wiesz Akemi, nie musisz się mną martwić.
- Co masz na myśli?
- Nie jestem tobą zainteresowany.
- T-to dobrze, ale…
- Po prostu musiałem go sprowokować…- wyszeptał cicho.
Już otwierałam usta aby zapytać, kogo chciał sprowokować gdy usłyszałam głos, którzy przyśpieszył bicie mojego serca.
-
Wybacz Klaus, ale odbiję tę piękną pannę – Shun lekko odepchnął Klausa,
który ustąpił mu miejsca, po czym złapał mnie za rękę, drugą położył na
mojej talii i uśmiechnął się do mnie. – Wyglądasz pięknie…
Uśmiechnęłam się szeroko, czując, że moje serce zaraz oszaleje z radości.
- Od kiedy tu jesteś? – zapytałam cicho po czym chłopak mnie obrócił.
-
Od jakichś dwóch godzin – powiedział spokojnie. Tęskniłam za tym
stoickim spokojem, który tak trudno było przerwać. Przyjrzałam mu się. –
Nie śmiej się z garnituru.
Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy.
-
Nie śmieję. Nawet ci w nim dobrze! – uśmiechnął się lekko, przyciągając
mnie bliżej siebie.- Gdzie byłeś? Nic ci się nie stało? Nie jesteś
ranny? Ta trucizna ci nie zaszkodziła? A w ogóle to…
- A w ogóle to zadajesz za dużo pytań – odrzekł.- Nie lubisz ciszy?
-Och…- szybko się uspokoiłam i odwróciłam wzrok.
-
Zabawnie wyglądasz, gdy ktoś ci zwróci uwagę na zachowanie – zaśmiał
się nagle. Moje serce podskoczyło do góry na ten dźwięk. Słyszałam go
tak rzadko, że wydawało mi się, że to najpiękniejszy dźwięk jaki
mogłabym usłyszeć.- To raczej ja powinienem zapytać, gdzie cię zabrali.
- Uciekłam im – uśmiechnęłam się promiennie.- Nie martw się mną.
- Nie martwić się tobą? – podniósł jedną brew do góry.- Tylko ja nie załapałem tego żartu?
Parsknęłam śmiechem.
-
Wiesz co? – szepnęłam cicho a muzyka zmieniła się na spokojniejszą i
wolniejszą. Czarnowłosy objął mnie teraz dwoma rękami i przyciągnął do
siebie, więc ja swoje dłonie umieściłam na jego karku.- Cieszę się…że
jesteś…że po prostu jesteś…
-
Mógłbym powiedzieć to samo…- wyszeptał i popatrzył mi głęboko w oczy.-
Wiele ci zawdzięczam…Powiedz mi, co mogę dać ci w zamian…
-
Już dałeś…- czułam, że moja skóra zaczyna stawać się coraz cieplejsza.
Mój głos się załamał, nie mogłam już więcej powiedzieć. Na szczęście,
nie musiałam.
Czarnowłosy mnie uprzedził i pocałował.
W
tym momencie mało mnie obchodziło, że jesteśmy między ogromną liczbą
ludzi, którzy teraz pewnie na nas patrzyli. Nic mnie teraz nie
obchodziło oprócz tego, że Shun tu był i był ze mną.
Po krótkiej chwili czarnowłosy niechętnie oderwał swoje wargi od moich.
Gdy
udało mi się od niego odwrócić wzrok to pierwsze co zobaczyłam to Dan,
Baron, Ace i Marucho, stojący z szeroko otwartymi oczami i ustami.
- Jak to się mówi, wara im opadła! – zaśmiałam się.
-
Em, raczej kopara – Shun spojrzał na mnie rozbawiony, ale zarumienił
się. Piosenka skończyła się i zaczęła nowa. Czarnowłosy się jednak lekko
ukłonił.- To ja…ja może skoczę po coś do picia.
Pokiwałam głową po czym chłopak odszedł. Stwierdziłam, że to głupio będzie wyglądać jeśli będę po prostu stała na parkiecie.
Wzięłam głęboki wdech po czym podeszłam do oniemiałych przyjaciół.
- Em…ja…O, zostawiliście mi nawet szaszłyka! – szybko rzuciłam się na ostatniego szaszłyka na tym stole.- Mmm, pycha!
- A-Akemi…Czy to…To się działo tak…tak naprawdę?! – Dan popatrzył na mnie jak na kosmitę.
- Co? Czy szaszłyk się dzieje naprawdę? Chyba – mruknęłam, rumieniąc się. Myśl o jedzeniu, myśl o jedzeniu…